Opłacalność samochodu elektrycznego: ile można zaoszczędzić na paliwie w 2023 roku?
2022-12-29W roku 2023 zapłacimy więcej za prąd w domach. Może to być różnica 18%, ale może być to również różnica ponad 150%. Tak. Ci, którzy ogrzewają domy czy ładują samochody elektryczne w nocy (w ramach taryfy G12) płacą w roku 2022 około 38 groszy za 1 kWh, już z podatkami i zmiennymi opłatami dystrybucyjnymi. Tymczasem w 2023 roku, po przekroczeniu limitu 2/2,6/3 MWh będzie to 2,5 razy więcej, czyli około 95 groszy! Czy jazda autem elektrycznym będzie wciąż opłacalna? Policzmy.
Jak zmienią się stawki cen prądu w 2023 roku i jak urosną rachunki? Zobacz tutaj
Ogólnie do policzenia opłacalności przyjmuję sytuację, że ładujemy auto elektryczne z domowego gniazdka. Ładowania na trasie pomijam – są one tańsze lub przynajmniej porównywalne do jazdy autem spalinowym, ale jeśli ktoś myślał i myśli o oszczędzaniu na paliwie dzięki posiadaniu elektryka to musi dysponować własnym gniazdkiem. Oczywiście, jeśli możesz ładować się „za darmo” w biurze, w centrum handlowym czy w zbiorczym garażu, to tylko na plus dla Ciebie. Dla roku 2023 przyjmuję też wyższe ceny prądu – po przekroczeniu limitów „zamrożeniowych”.
Wybór aut spalinowych i elektrycznych jest duży, a zużycie energii w obu przypadkach zależy od wielu czynników, choć stała jest reguła, że samochody spalinowe (ICE) więcej spalają w miejskich korkach niż na trasie, a z kolei elektryki (EV) więcej spalają na autostradzie niż w mieście. Dlatego do wyliczeń przyjąłem przykładowe zużycia, które dobrze ilustrują rzeczywistość. Udostępniam na koniec wpisu darmowego excela, aby każdy mógł wpisać własne liczby i otrzymać konkretne wyliczenie dla swojego przypadku.
Sytuacja w roku 2022
W roku 2022 i w latach wcześniejszych użytkownicy aut elektrycznych jeździli i jeżdżą bardzo tanio. Nawet po podwyżkach taryf dla odbiorców indywidualnych zużycie prądu na poziomie 20 kWh na 100 km oznacza koszt zaledwie 7,5 zł, jeśli ładowanie ma miejsce w nocnej strefie czasowej taryfy G12. Rok 2022 zaczęliśmy z kosztem paliw na stacjach w okolicy 5,7-5,8 zł zarówno za benzynę 95 i diesla. Co później się stało, każdy pewnie dobrze pamięta. I nawet pomimo obniżki podatków i mocnego spadku cen ropy na światowych giełdach kończymy rok, oglądając na pylonach cenowych stacji około 6,5 zł za litr benzyny bezołowiowej 95 oraz około 7,5 zł za litr oleju napędowego. To oznacza, że przejechanie 100 km elektrykiem można przeliczyć na spalanie 1 litra ON. Tak, to nie pomyłka. Jednego litra na sto kilometrów :-). W rezultacie przejechanie 15 tys. km – co dla jednych będzie oznaczało na przykład rok, dla innych pół roku – może kosztować w przypadku elektryka ładowanego w domu tylko około tysiąca złotych. Dla spalinowych odpowiedników można liczyć osiem razy więcej. To oznacza, że na bazie cen paliwa i prądu w 2022 roku można było w miarę spokojnie zakładać oszczędności rzędu 50 tys. zł na 100 tys. km. To może z kolei przełożyć się na 1-1,5 tys. zł oszczędności miesięcznie. A to z kolei może być kwota raty / wynajmu długoterminowego za niedrogiego elektryka!
Sytuacja w roku 2023
Już wiadomo, jakie będą ceny energii elektrycznej w domowych gniazdkach w roku 2023. Będzie drożej w każdym wariancie i dla każdego, a największa różnica procentowa będzie – niestety – dla ładujących auta w taryfie nocnej. Koszt skoczy o 150% wraz z nastaniem 1 stycznia 2023 roku. Cóż. Tutaj jest predykcja wzrostu rachunków za prąd [link]. Ale pamiętajmy, że to różnica procentowa od relatywnie niskiej bazy. W rezultacie wcale nie będzie tak źle. Paliwa też drożeją. Jeśli przyjmiemy tylko efekt powrotu VAT-u, to możemy mówić być może nie o 85-90% oszczędności w kosztach paliwa dzięki elektrykowi, jak było w orku 2022, ale wciąż o około 70% oszczędności. A to przekłada się na jakieś 6 tys. zł mniej wydanych na zasilanie samochodu na dystansie 15 tys. km. To oznacza wciąż 1-1,5 tys. zł miesięcznie oszczędności dla przeciętnie dużo jeżdżącej osoby. Okazuje się więc, że auta elektryczne nadal pozostają oszczędne pod względem bieżącej eksploatacji. Przykładowe wyliczenia poniżej.
KOSZT JAZDY NA TRASIE
Ceny energii elektrycznej w ostatnich miesiącach szalały na giełdach, co było wynikiem kosztu produkcji najdroższej obecnie energii elektrycznej powstającej w elektrowniach gazowych. Nie przekłada się to jednak aż tak na ceny ładowania elektryków w ładowarkach komercyjnych. W jednej z dużych sieci ładowarek jest to 2,5 zł za kWh, natomiast posiadając kartę do ładowania i zbiorczych faktur od producenta samochodu można nadal ładować samochód na trasie po 1,4-1,7 zł za kWh. Widziałem także nowy cennik jednej z firm, który zacznie obowiązywać od lutego 2023 roku. Zdziwienie, ale pozytywne. Wzrost do 1,8 zł za kWh na większości sieci szybkich ładowarek, a ta jedna sieć za 1,4 zł pozostaje na tym samym poziomie. Przy rozważaniu kosztu ładowania w trasie trzeba wziąć pod uwagę następujące kwestie:
- cena ładowania jest jednolita dla danej sieci lub programu producenta samochodów w całym kraju, bez względu na lokalizację stacji – nie ma efektu droższego paliwa przy autostradzie;
- ładowanie elektryka od np. 20% do 80% naładowania baterii trwa na szybkich ładowarkach z reguły mniej niż pół godziny, z tym że dodatkowo nie trzeba iść do kasy na stacji;
- startujesz z pełną baterią z domu, czyli pierwsze kilkaset kilometrów (z reguły 200-400) przejeżdżasz na prądzie z własnego gniazdka;
- w wielu miejscach – szczególnie centrach handlowych czy miejscach noclegu – możemy ładować za darmo.
W efekcie jazda na trasie powinna być również tańsza w przypadku elektryka. Jest oczywiście wiele zmiennych, w szczególności pozostaje indywidualna kwestia potrzeb i pokonywanych tras. W moim przypadku auto elektryczne na trasie w obecnych czasach sprawdza się. Nawet na autostradzie, gdzie przy 140-150 km/h trzeba liczyć się ze zużyciem 25-30 kWh w zależności od modelu popularnych elektryków, przejazd trasy 500 km będzie kosztował w przyszłym roku orientacyjnie 200 zł, w tym roku pewnie jakieś 150 zł. To oznaczałoby z kolei powiedzmy 40 zł na 100 km, czyli np. 4-5 litrów ON. To chyba niedużo, biorąc pod uwagę, że mówimy o sporych autach i prędkościach autostradowych. Auto elektryczne zużyje 125-150 kWh, z czego np. 60-70 kWh z ładowania w domu. Pozostaje więc 55-90 kWh do naładowania z komercyjnej ładowarki lub np. z darmowej w miejscu docelowym. Ale nawet ładowanie bez żadnego wykupionego planu będzie oznaczało koszt 140-220 zł, a przy dobrych wiatrach – planem producenta aut – będzie to 100-160 zł czy nawet poniżej stówy.
Koronne pytanie: co ze zmianami cen prądu w przyszłości?
Nikt nie może być pewny, jak potoczy się wojna w Ukrainie, a od tego wiele zależy na rynku nośników energii. W dłuższej perspektywie, kiedy powstaną w Polsce elektrownie atomowe w wystarczającej liczbie, a instalacje fotowoltaiczne i wiatraki nadal będą się rozwijać, to ceny energii powinny wrócić do normalności względem siły nabywczej naszego społeczeństwa. Jednocześnie w nocy powinny być nadwyżki mocy.
Ktoś zaraz pewnie zapyta: ale jak to, przecież jak będzie coraz więcej elektryków, to zabraknie prądu, a ceny będą szalały. No nie do końca… Dopiero co URE (Urząd Regulacji Energetyki) przyjął plan rozwoju PSE (Polskich Sieci Elektroenergetycznych) do 2032 roku. Wynika z tego, że za 10 lat nasi energetycy spodziewają się na polskich drogach około 2 mln samochodów całkowicie elektrycznych i 1 mln hybryd plug-in. Dla porównania, obecnie to 25+25 tys., czyli łącznie raptem nieco ponad 50 tys. pojazdów z wtyczką. Tymczasem przy prognozowanych 3 mln tego typu aut (60 razy więcej niż obecnie) w dniach o najwyższym zapotrzebowaniu na moc udział elektryków ma wynieść od 1% do 4%. A gdyby tak puścić wodze fantazji i założyć, że za 10 lat po polskich drogach będzie poruszało się 10 mln aut elektrycznych? Energetycy mówią o zapotrzebowaniu na średnio 3 GW mocy ładowania, czyli jakieś 12% ogólnego zapotrzebowania. Tylko że pewnie tyle aut elektrycznych (połowa obecnej floty osobowej Polaków!) pojawi się dopiero za 15-20 lat, czyli wtedy, kiedy powinniśmy witać się już z elektrowniami jądrowymi.
Podstawową kwestią jest dla mnie to, że sprawność silników elektrycznych to ponad 90%, podczas gdy sprawność silników spalinowych to jakieś 40-50%. Oznacza to, że w silnikach spalinowych połowa lub ponad połowa energii ulatnia się jako ciepło, a nie jako ruch kół. To oznacza, że silniki elektryczne potrzebują dwa razy mniej energii na wykonanie takiej samej pracy. Idąc dalej, mogą być różne zawirowania na rynkach, ale ogólnie w długim okresie zawsze powinno być tańsze używanie czegoś, co potrzebuje dwa razy mniej energii na to samo. Co więcej, logika podpowiada, że o ile ceny paliw na stacjach mogą dowolnie wariować, o tyle ceny energii elektrycznej w domowych gniazdkach będą chronione przez państwo i strukturę kosztów wytwarzania energii – tu docelowo mamy słońce, wiatr i atom. Zresztą nawet przy szaleństwie „wojennym” cen energii i paliw możemy zobaczyć wiosną 10 zł za litr na stacji (od lutego wchodzi w życie embargo na paliwa z Rosji), podczas gdy cena za 1 kWh w domowym gniazdku jest już znana i niezmienna przez cały przyszły rok. A co dalej – akapit powyżej krótko pokazuje moje postrzeganie sprawy. Jeśli masz inne argumenty – zapraszam do dyskusji!
Jak zmienią się stawki cen prądu w 2023 roku i jak urosną rachunki? Zobacz tutaj
WNIOSKI
Z powyższych przemyśleń podkreśliłbym kilka kwestii:
- Jazda elektrykiem była, jest i – jak wiele wskazuje – będzie znacznie tańsza niż autem spalinowym. Dla przeciętnego kierowcy może to oznaczać oszczędność rzędu 1-1,5 tys. zł miesięcznie. Jest po co się schylić.
- Jazda elektrykiem w trasie wymaga innego rozplanowania niż jazda autem spalinowym, ale koszty są podobne lub elektryk okazuje się tańszy.
- Przy obecnej strukturze wytwarzania energii elektrycznej w Polsce i w Europie, droższe paliwa na stacjach współgrają z droższym prądem, a ewentualny spadek cen paliw powinien współgrać z obniżeniem cen prądu na wolnym rynku. Docelowo atom i OZE ustabilizują ceny energii elektrycznej na dobrych poziomach. Większa efektywność napędów elektrycznych powinna skutkować długoterminowymi oszczędnościami dla użytkowników EV.
Możesz mieć oczywiście własne założenia co do cen benzyny / ON na stacjach, spalania auta z silnikiem spalinowym, zużycia energii przez elektryka oraz cen prądu. Dlatego [TUTAJ] udostępniam gotowy plik w formacie MS Excel, aby każdy mógł w łatwy sposób sprawdzić własne warianty opłacalności jazdy na prąd versus paliwa płynne.
Jeździsz elektrykiem? Podziel się z nami swoimi doświadczeniami w komentarzu. A może zastanawiasz się nad przesiadką na elektryka i masz swoje przemyślenia w tym temacie? Albo w życiu nie chcesz rezygnować z poczciwego diesla z zasięgiem 1.000 km na jednym baku? Podziel się komentarzem poniżej.
A jeśli podoba Ci się ten wpis, śmiało prześlij linka znajomym i rodzinie, podziel się linkiem w mediach społecznościowych, zostaw komentarz. Dziękuję!
Dobry artykuł, brakuje jednego popularnego sposoby zasilania obecnego w Polsce i stosowanego w autach. LPG powinno zostać również uwzględnione.
Dziękuję za komentarz! Fabryczne instalacje LPG są dostępne w takich autach jak Dacia Duster i Sandero, Renault Clio, Kia Picanto i Rio, Skoda Fabia. I mają ręczne skrzynie biegów. Zakładam, że nie będzie to realna konkurencja dla EV w salonach. Chyba że mówimy tylko i wyłącznie o ekonomice codziennych dojazdów do pracy, bez patrzenia na komfort jazdy itd. Czy o to chodziło? Proszę wtedy w arkuszu kalkulacyjnym z wpisu zmienić dane dla np. benzyny – podmienić je na LPG (zwiększenie spalania, zmniejszenie ceny za litr). Wykonałem właśnie takie ćwiczenie i wychodzi mi, że EV będzie nadal o jakieś 40% tańszy pod względem „paliwa”. Jednocześnie pamiętajmy o przeglądach (w LPG podwójnie), buspasach, darmowym parkowaniu, potencjalnie mniejszym spadku wartości, tańszym ogólnym utrzymaniu elektryka. I oczywiście innym doznaniu samej jazdy. Tak z grubsza wygląda moje view na ten temat, pozostaję otwarty na pomysły / argumenty 🙂
Nnn jakie masz doświadczenia z LPG? Ja mam bardzo mieszane tzn. dodawane instalacje były prędzej czy później dodatkowym kłopotem i tez potrafią się zepsuć a prędzej czy później czuć było gaz. W nowych autach jak leci tez benzyna oprócz gazu to ekonomika tez taka średnia. Nie wiem. Lepiej trafiłeś? Jakie auta?
Ja przejechałem ponad 600kkm na lpg, średnio po 80kkm na auto, rekord to 150kkm w mazdzie. Nigdy auto nie stanęło przez usterkę związaną z lpg. Zazwyczaj były to auta starsze niż 8 lat więc silniki już zmęczone. Dotrysk benzyny jest na poziomie 1-1.5l na 100km. Przy różnicy zakupu paliwa 3PLN vs 6.40PLN (w poprzednich latach taniej ale LPG zazwyczaj to 40-50% kosztu PB) i przebiegach rzędu 20-30kkm rocznie kilka tysięcy złotych zostawało w kieszeni.
A mogę podpytać, czym teraz jeździsz i jakie przebiegi? Ja miałem mniej szczęścia – w Renault kompresja w silniku padła przez podobno LPG, a w japończykach trzeba co chwilę ustawiać zawory, bo inaczej wypalają się gniazda, a nie ma hydraulicznych popychaczy. Ekonomika była OK, ale na instalację najpierw 3-4 tys. trzeba wydać było. Teraz pewnie więcej. Kiedyś gaz poniżej złotówki był… to były czasy…
Wreszcie ktoś jasno pokazał jak jest – gratulacje dla pana! tankuję swoje auto 1-2x w tyg i muszę powiedzieć, że nigdy nie sumowałam wydatków na stacji. podsumowałam właśnie. Wyszło mi 1540 zlotych za ostatnie 4 tyg!!!!!!! nie byłam świadoma nawet tego! a ja nigdzie tak nie jeżdże. no to od razu widać, ile mogę zaoszczędzic!!
Moniko, dokładnie tak właśnie jest. Jeśli zwrócisz uwagę na swoje wydatki, zsumujesz je, to nagle się okazuje, że z pozornie małych kwot robią się kwoty na tyle duże, że warto się im przyjrzeć i ewentualnie zoptymalizować. Brawo! 🙂
Kwoty robia wrazenie
Your method of telling the whole thing in this post is actually fastidious, all be able to without difficulty know it, Thanks a lot.
You’re welcome 🙂 Thank you!